Witajcie!
Wróciłem kilkanaście dni temu z Norwegii. Ale jakoś nie składało się, żeby napisać kilka slow o tegorocznej wyprawie. Dziś nadrabiam te zaległości.Sama podróż przebiegła beż zakłóceń. Jechaliśmy bez "napinki", na luziku. mniej więcej po 700 km postanowiliśmy się przespać w hotelu w Ostersund. Rano po śniadaniu wyjechaliśmy na ostatnie ok 350 km. Objechaliśmy Trondhaimfjord,żeby nie czekać na prom przez ten fiord. Po przekroczeniu granicy szwedzko - norweskiej jechaliśmy wzdłuż rzeki Helgaa, jednej z najlepszych łowisk łososia w Norwegii. Im bliżej celu tym gorsza pogoda, Po przekroczeniu bariery gór przed Ankeret Brygge, wjechaliśmy prosto w ulewny deszcz i wiatr. W miejscu docelowym, pani przywitała nas dość sympatycznie. Pokazała lokum i łódź. Łodzie typu Kvaerno długości około 20 stóp, wyposażone w silniki Suzuki 80 km .Oraz w echosondy. Które okazały się katastrofalnie słabe.Przy trochę szybszym pływaniu, głupiały. Trudno się było zorientować co do głębokości, Czy jest 20 cm, czy dwadzieścia metrów. Co w konsekwencji skutkowało lekkim uszkodzeniem śruby, za która pani skasowała nas 250 euro kaucji. Łowiska bardzo głębokie od 60 metrów nawet do 300 metrów. Odległość, do teoretycznej dobrej miejscówki to mniej więcej około 20 min. pływania na nie zbyt dużej prędkości. Z uwagi na powyższe związane z echosonda.Trzeba było bardzo uważać, bo niektóre nie oznaczone skały były około 50 cm od powierzchni wody. Dwie górki o głębokości jedna 22 metry, druga 26 metrów , a w kolo głębokości dochodzace do 300 metrów. Obok tej miejscówki była ferma łososi. Ryb w fiordzie było mało i nie takie jakie być powinny,myślę tu o ich wielkości. Przeważały dorsze i plamiaki mające około pięciu może sześciu kilo. Rzadko trafiały się inne gatunki,i ryby znacząco duże. Większość ryb była wypuszczana, ze względu na ich niewielkie rozmiary. Jeśli chodzi o pogodę trafiliśmy fatalnie.Prawie co dziennie padał deszcz, co by było jeszcze do zniesienia. Ale głownie wiało z północy i to dość mocno. Wiatr wzdłuż brzegu. Powodował duże fale i bardzo szybki dryf. A że w okolicy nie było zbyt dużo miejsc do schowania się przed wiatrem, powodowało to brak możliwości wypłynięcia i łowienie ryb. Były dni w których fale miały ok 1 metra wysokości. Co utrudniało utrzymanie równowagi. Bardzo duży dryf, tak, że pilker zanim dotarł do dna, łódź przemieszczała się o kilkanaście metrów. Jednak mimo wszystko łowiliśmy ryby. Co do ośrodka, to wszystko było w porządku oprócz echosondy. Przy oddawaniu łodzi pani nic nie interesowało, czy jest posprzątana, czy np. nie ma dziury. Poleciała prosto do śruby. Znalazła lekkie odrapanie i zagięcie, za które skasowała na 250 euro. Na nic były tłumaczenia. Jej mechanik, przyjechał i jak mówią na Śląsku "ofajlowal" śrubę i pomalował na czarno i to była cala wymiana na nową śrubę. Nie chciałbym powiedzieć, ale zostaliśmy nabici w butelkę. Wszyscy którzy byli w tym czasie z nami głównie Niemcy i Czesi narzekali na echosondy. Jedna załoga Niemców w ogóle urwała śrubę i dwa dni nie mieli łodzi. Była to moja druga wyprawa w tym roku do Skandynawii. Pierwsza na Gotlandię, gdzie okazało się, że przyjechaliśmy trochą za wcześnie. Bo ryb nie było jeszcze przy brzegu, a druga do Ankeret Brygge , trochę za późna bo ryb nie było już w fiordzie. Prze de mną jeszcze jesienna wyprawa w październiku do Szwecji na Storsjon. Może tu trafię w sam raz na intensywne branie ryb. Mam nadzieję, że głownie sandaczy!
W drodze powrotnej nocowaliśmy w Upasali. Chciałem zobaczyć Katedrę upsalską i ewentualne Poloniki. Oczywiście znalazłem grobowiec Katarzyny Jagiellonki ( była córką Zygmunta Starego i jego żony Bony Sforzy.) oraz jej męża Jana III Wazy. Króla Szwecji. W bardzo dużym uproszczeniu, od ich syna Zygmunta III Wazy Króla Szwecji i Polski, zaczęły się nieporozumienia dynastyczne i pośrednio był przyczyna tzw. Potopu Szweckiego! Czyli największego kataklizmu gospodarczo - społecznego w historii polski. ! Kilka zdjęć. z wyprawy.