Rejs, który raczej nie powinien się odbyć. Mimo nieciekawych prognoz armator dzień przed potwierdził i popłyneliśmy katamaranem GOBTROTER. Dawno przeze mnie nie odwiedzana jednostka.
Wyjście wcześnie rano- ok. 4.00.- 5.00. powrót o 17.00. Cały czas bujaliśmy się na "pierwszych kamieniach"- dość blisko brzegu, głębokość 20- 30m. Wiatr potworny- kto mógł ustać próbował łowić. Wielu nęciło. Kilku promilowców w ogóle nie wyszło na pokład. Sporo nowicjuszy.
Ryb- było bardzo mało. Jak udało się doprowadzic pilker do dna w potwornym dryfie, czasem siadał mały dorszyk lub diabeł (osobiście złapałem ze 4). Najlepsza była przywieszka, ripperek w kolorze brąz, motor. Na żarówy i muchy nie reagowały. Czasem, szczególnie pod koniec rejsu, atakowały pilka. Optymistycznie zacząłem 110g by skończyc na 150g. Cięższych nie miałem, ale jakbym powiesił 180 też bym nie przesadził. Wyniki- przeważnie 1-3 szt, sporo wyzerowało. Najlepszy- kolga Dinet - coś pod 20 szt.
Generalnie- kolejne doświadczenie z cyklu- jak przeżyć extremum na łajbie i łowić . No i towarzysko rzecz jasna- ok.