Skocz do zawartości


Zdjęcie

Pechozolowy Konkurs rozrywkowy :p


  • Zamknięty Temat jest zamknięty
4 odpowiedzi w tym temacie

#1 Slodziaksos

Slodziaksos

    Halibut

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 552 postów
  • MIejscowośćDal w pobliżu Oslo

Napisano 05 czerwca 2016 - 13:28

Tematem konkursu bedzie największy pech jaki nas spotkał na rybach.
Opiszcie w kilku, kilkunastu zdaniach najbardziej pechowe zdarzenie jakie Was spotkało podczas wyprawy wędkarskiej.
Termin zgłaszania pechozoli to połowe września. Niech bedzie to 13 wrzesień.
Potem wszyskie zgłoszenia zostaną umieszczone w ankiecie i głosami większości xostanie wyłoniony zwycieski pechowiec /p.

Nagroda to kolowrotek SHIMANO SPHEROS SW rozmiar 5000



Reszte regulaminu jutro bo mam lenia :D

#2 Jack__Daniels

Jack__Daniels

    Sardynka

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 13 postów
  • MIejscowośćHorten\Jelenia Góra

Napisano 30 czerwca 2016 - 12:33

Bylem wtedy jeszcze chłopcem. Było to w roku jakimś 92'. Pojechałem z ojcem na długo wyczekiwaną wyprawę nad Odrę. Piękne szczupaki, dorodne leszcze, niezapomniana przygoda! Po dwóch dniach intensywnego łowienia nadszedł czas powrotu. Pakowanie maneli zajęło chwilę i na pokładzie poloneza ruszyliśmy w stronę domu. 250km dalej, kiedy wypakowywaliśmy rzeczy do garażu okazało się że moja ukochana Germina (muchówka zaadaptowana na "normalną wędkę) wraz z przyczepionym do niej kołowrotkiem została w trawie. Pamiętam jak dziś, to był czerwony Cormoran Corsar. Był długo wyczekiwanym prezentem urodzinowym, który pewnie komuś, kto znalazł przyniósł wiele radości. Przepłakałem całą noc bo wtedy nie było tak łatwo o sprzęt pod którym dzisiaj uginają się polki w sklepach wędkarskich.


Wysłane z mojego PLK-L01 przy użyciu Tapatalka
  • Slodziaksos i Tleilax lubią to

#3 easyrider

easyrider

    Halibut

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 537 postów
  • MIejscowośćLegionowo

Napisano 12 sierpnia 2016 - 09:50

Taki mały peszek przytrafił się co prawda nie mnie ale mojemu koledze. Łowił sobie na Narwi na spinning z łódki i zapiął suma.

Sumek dzielnie walczył a my obserwowaliśmy walkę z brzegu i dopingowaliśmy - jedni rybę inni "zawodnika"....

Pierwsza ocena: będzie z 10kg i wielka radocha. Po 10 minutach przeciągania linki schudł już jednak do 5 kg a po

kolejnych 5min schudł do 3kg. Cała zebrana publiczność uznała, że zawodnik wygrał a ten przyjął ten fakt do wiadomości i

Postanowił nie męczyć już dłużej ryby i wypiąć ją poza burtą i uwolnić i tak też się stało. Tylko jedno małe ale.... wypięta

kotwiczka odbiła i wbiła się w rękę a dokładnie w żyłę. Zawodnik spłynął o własnych siłach i postanowił kotwiczkę odciąć i

przewlec odcięty grot. Nieszczęścia chodzą jednak parami. Odcięty kawałek był za mały i... zniknął w żyle...

Włos nam się wszystkim zjeżył na głowie bo sprawa zrobiła się nagle bardzo poważna a i o kierowcę było trudno.

Zadzwoniliśmy więc po taksówkę i gościu pojechał czym prędzej do szpitala. Odcięty grocik kotwicy był już kilka

centymetrów powyżej i namierzony rentgenem usunięty operacyjnie.

Tak oto szczęśliwie zakończyła się ta historia a morał z tego taki, że jak już musimy odcinać to tnijmy wysoko/długo tak,

żeby cały czas mieć kontrolę nad sytuacją.

Nawet nie chce mi się myśleć co by było gdyby...


  • tamMarek i audite lubią to

Zorro za dużo gada...


#4 Dinet

Dinet

    Halibut

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 371 postów
  • MIejscowośćSzczecin

Napisano 12 sierpnia 2016 - 13:18

Niezłego pecha miał nasz kolega Henryk jak lecieliśmy do Norwegii (Nordvagen). Po wylądowaniu w Alcie okazało się, że tuba z jego wędkami i wszystkimi przynętami zaginęła. Takim sposobem został chłopak bez sprzętu na Nordkappie totalnie załamany. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, co się czuje w takiej sytuacji. Po dwóch dniach linie lotnicze zlokalizowały tubę w Oslo i trzeciego dnia sprzęt dotarł na miejsce. Radość nie do opisania :D



#5 jarwal

jarwal

    Halibut

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 480 postów
  • MIejscowośćBydgoszcz

Napisano 13 września 2016 - 08:15

Myślę,że każdy z nas ma jakieś "niedobre" wspomnienia związane z wędkarstwem. Moim największym pechem było......... Może inaczej, zacznę od samego początku. Jest rok 2011. Grupa zaprzyjaźnionych zapaleńców postanawia wyjechać na ryby do Norwegii. Do swojego grona zapraszają i mnie. Mamy w lipcu 2012 r. jechać i łowić na wyspę Seiland. Cieszę się ogromnie z tego faktu. Po pierwsze to mój "pierwszy raz" w Norwegii, a po drugie znam ludzi z którymi mam tam być. Zaczynają się wielkie przygotowania - zakupy sprzętu, rozmowy telefoniczne z tymi co już tam byli i łowili, ustalenia co bierzemy do jedzenia i co kto ma kupić. Oczywiście mnóstwo czasu poświęcam też na czytanie w necie relacji innych osób łowiących w Norwegii. Czas jak wiecie płynie szybko, więc nim się obejrzałem nadeszła chwila wyjazdu. Zapakowawszy cały majdan do auta ruszam do Kwidzyna do kolegi Lego. U niego ma być punkt zborny całej naszej grupy. I.......... i tu spada na mnie "grom z jasnego nieba". Dzwoni telefon. Odbieram słysząc drżący głos matki- "ojca zabrało pogotowie do szpitala, stan jego jest bardzo ciężki". W sekundę przebiega milion myśli przez głowę. Niemożliwe staje się możliwe. Wczoraj byłem, rozmawiałem z nim, wszystko wydawało się być ok, a tu taki cios. Dojechałem do Kwidzyna, dałem chłopakom prowiant który miałem kupić i życząc im powodzenia wróciłem do domu, a właściwie to do szpitala gdzie leżał ojciec. I tak zakończyła się moja "pierwsza" wyprawa do wędkarskiego raju zwanego Norwegią. Dopełnieniem czary goryczy była śmierć ojca, która bolała o wiele bardziej niż niemożliwość wyjazdu na ryby. Na pocieszenie miłym plusikiem było to, że koledzy pamiętali o mnie i przywieźli mi na osłodę całego "styrboxa" ryb.


  • easyrider, Tleilax i zbynio lubią to




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych