Pechozolowy Konkurs rozrywkowy :p
#1
Napisano 05 czerwca 2016 - 13:28
Opiszcie w kilku, kilkunastu zdaniach najbardziej pechowe zdarzenie jakie Was spotkało podczas wyprawy wędkarskiej.
Termin zgłaszania pechozoli to połowe września. Niech bedzie to 13 wrzesień.
Potem wszyskie zgłoszenia zostaną umieszczone w ankiecie i głosami większości xostanie wyłoniony zwycieski pechowiec /p.
Nagroda to kolowrotek SHIMANO SPHEROS SW rozmiar 5000
Reszte regulaminu jutro bo mam lenia
- kaz, giaur27, Tom_S i 7 innych osób lubią to
#2
Napisano 30 czerwca 2016 - 12:33
Wysłane z mojego PLK-L01 przy użyciu Tapatalka
- Slodziaksos i Tleilax lubią to
#3
Napisano 12 sierpnia 2016 - 09:50
Taki mały peszek przytrafił się co prawda nie mnie ale mojemu koledze. Łowił sobie na Narwi na spinning z łódki i zapiął suma.
Sumek dzielnie walczył a my obserwowaliśmy walkę z brzegu i dopingowaliśmy - jedni rybę inni "zawodnika"....
Pierwsza ocena: będzie z 10kg i wielka radocha. Po 10 minutach przeciągania linki schudł już jednak do 5 kg a po
kolejnych 5min schudł do 3kg. Cała zebrana publiczność uznała, że zawodnik wygrał a ten przyjął ten fakt do wiadomości i
Postanowił nie męczyć już dłużej ryby i wypiąć ją poza burtą i uwolnić i tak też się stało. Tylko jedno małe ale.... wypięta
kotwiczka odbiła i wbiła się w rękę a dokładnie w żyłę. Zawodnik spłynął o własnych siłach i postanowił kotwiczkę odciąć i
przewlec odcięty grot. Nieszczęścia chodzą jednak parami. Odcięty kawałek był za mały i... zniknął w żyle...
Włos nam się wszystkim zjeżył na głowie bo sprawa zrobiła się nagle bardzo poważna a i o kierowcę było trudno.
Zadzwoniliśmy więc po taksówkę i gościu pojechał czym prędzej do szpitala. Odcięty grocik kotwicy był już kilka
centymetrów powyżej i namierzony rentgenem usunięty operacyjnie.
Tak oto szczęśliwie zakończyła się ta historia a morał z tego taki, że jak już musimy odcinać to tnijmy wysoko/długo tak,
żeby cały czas mieć kontrolę nad sytuacją.
Nawet nie chce mi się myśleć co by było gdyby...
- tamMarek i audite lubią to
Zorro za dużo gada...
#4
Napisano 12 sierpnia 2016 - 13:18
Niezłego pecha miał nasz kolega Henryk jak lecieliśmy do Norwegii (Nordvagen). Po wylądowaniu w Alcie okazało się, że tuba z jego wędkami i wszystkimi przynętami zaginęła. Takim sposobem został chłopak bez sprzętu na Nordkappie totalnie załamany. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, co się czuje w takiej sytuacji. Po dwóch dniach linie lotnicze zlokalizowały tubę w Oslo i trzeciego dnia sprzęt dotarł na miejsce. Radość nie do opisania
#5
Napisano 13 września 2016 - 08:15
Myślę,że każdy z nas ma jakieś "niedobre" wspomnienia związane z wędkarstwem. Moim największym pechem było......... Może inaczej, zacznę od samego początku. Jest rok 2011. Grupa zaprzyjaźnionych zapaleńców postanawia wyjechać na ryby do Norwegii. Do swojego grona zapraszają i mnie. Mamy w lipcu 2012 r. jechać i łowić na wyspę Seiland. Cieszę się ogromnie z tego faktu. Po pierwsze to mój "pierwszy raz" w Norwegii, a po drugie znam ludzi z którymi mam tam być. Zaczynają się wielkie przygotowania - zakupy sprzętu, rozmowy telefoniczne z tymi co już tam byli i łowili, ustalenia co bierzemy do jedzenia i co kto ma kupić. Oczywiście mnóstwo czasu poświęcam też na czytanie w necie relacji innych osób łowiących w Norwegii. Czas jak wiecie płynie szybko, więc nim się obejrzałem nadeszła chwila wyjazdu. Zapakowawszy cały majdan do auta ruszam do Kwidzyna do kolegi Lego. U niego ma być punkt zborny całej naszej grupy. I.......... i tu spada na mnie "grom z jasnego nieba". Dzwoni telefon. Odbieram słysząc drżący głos matki- "ojca zabrało pogotowie do szpitala, stan jego jest bardzo ciężki". W sekundę przebiega milion myśli przez głowę. Niemożliwe staje się możliwe. Wczoraj byłem, rozmawiałem z nim, wszystko wydawało się być ok, a tu taki cios. Dojechałem do Kwidzyna, dałem chłopakom prowiant który miałem kupić i życząc im powodzenia wróciłem do domu, a właściwie to do szpitala gdzie leżał ojciec. I tak zakończyła się moja "pierwsza" wyprawa do wędkarskiego raju zwanego Norwegią. Dopełnieniem czary goryczy była śmierć ojca, która bolała o wiele bardziej niż niemożliwość wyjazdu na ryby. Na pocieszenie miłym plusikiem było to, że koledzy pamiętali o mnie i przywieźli mi na osłodę całego "styrboxa" ryb.
- easyrider, Tleilax i zbynio lubią to
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych