24.05.2014r. kuter Shannon w Darłowie.
Wypływamy o 5.00. Nas są 4 osoby (ja, Dinet, Lego i Heniek), do tego kilka osób na rufie ( w tym nowicjusze) oraz grupka 8 Niemców.
Na początku dowiadujemy się, że ryba daleko, dzień wcześniej byli na 50+. pogoda delikatnie mówiąc taka sobie- w nocy po upałach przyszła burza, nad ranem jeszcze trochę kropiło, była duża mgła. Wiatru mało, stan morza znośny.
Przelot na łowisko prawie 3 godziny, pierwsze dzwonki i... porażka. na pokładzie pojedyncze dorsze, okołowymiarowe. Do ok. 11.00. szyper szukał ryby, dryfy trwały maksymalnie po kilka- kilkanaście minut. W końcu koło 11.00. w końcu pojawiły się ryby i to przyzwoite (jak na Bałtyk). Tylko pilker opadł na dno- ryba siedziała. Były dublety, triplety. Maluchy się raczej nie trafiały. Eldorado nie trwało zbyt długo- pojawiło się miasteczko kilku kutrów, jeden drugiemu wchodził w dryfy, ryby chyba się spadających dziesiątek pilkerów wystraszyły i... było po ptokach. Ok. 12.00. 3 buczki 3 godzinny powrót do portu.
Gdy ryby brały słabo- wszystkie wydłubałem na przywieszkę. Gdy brały- wszystko jedno co spadło na dno było atakowane.
Ciekawostka rejsu było złowienie- 3... czarniaków, z czego 2 szt. wyjął kolega Dinet (dobry trening przed Norwegią ).
rejs mimo wszystko udany (a jaki mógł być w dobrym towarzystwie ), każdy na obiad i kolacje chwycił.
Kuter wygodny, zresztą to nie pierwsza na nim w "stajni" Łukasza Sochonia wizyta. Szyper robił co mógł, ale ryby brać nie bardzo chciały. Tak to czasem bywa ...