Listopad, śnieg z deszczem pada poziomo. Kumple mówią idealna pogoda. Na miętusa.
trzy szybkie kielonki i wszystko ustalone. Jutro przed świtem, tak 3-30 po mnie przyjadą.
Wstałem 2-30, wypiłem kawę, zrobiłem coś tam "z prądem" do termosu, spakowałem wędki
i polazłem przed blok w oczekiwaniu na ekipę. Śnieg z deszczem dalej wali poziomo.
Po godzinie oczekiwania mówię sobie dość. Już mi się nie chcę tych miętusów. Wracam.
Po cichutku otwieram drzwi, żeby żony nie budzić.. Cały zmarznięty po cichu rozbieram się
w przedpokoju i cichaczem zakradam się do łóżka.
Moja się jednak rozbudziła i pyta:
-Jesteś?
-Jestem.
-Patrz, a ten głupi *** pojechał na jakieś tam miętusy
Użytkownik easyrider edytował ten post 28 listopada 2023 - 20:22